To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
MZ KLUB POLSKA
Klub Miłośników Motocykli MZ

Na motocyklach MZ - Międzynarodowy zlot MZ w Serbii na ETZ

Adax - 2019-06-15, 22:39
Temat postu: Międzynarodowy zlot MZ w Serbii na ETZ
Pomysł na ten wyjazd zrodził się przez przypadek. Na początku sezonu postawiłem sobie dwa cele na ten rok. Pierwszy, to zaliczyć kolejne państwo, w którym nie byłem jeszcze na MZ i drugi, machnąć ponad 1000 km w jeden dzień.
Ponieważ jak zwykle brakuje czasu na dłuższe wyjazdy i nie mogłem dołączyć do ekipy, która jedzie w tym roku do Albanii, pomyślałem o czymś weekendowym.
Początkowo planowałem, żeby śmignąć do Włoch na weekend, ale trochę bez sensu tak gonić bez celu na tak krótko. Niewiele zwiedzisz, nic nie odpoczniesz, więc nie bardzo mi się to uśmiechało.
Wtedy przypomniałem sobie, że przecież jeszcze w Serbii jest MZ klub.
Wysłałem zapytanie o terminy i miejsce ich zlotów i bingo - mamy cel: Zlot MZ Riders Serbia! Nowy kraj i ok. 1200 km, czyli jestem w stanie połączyć oba wyzwania!
Oczywiście - nie jest to wyjazd do sklepu po bułki, więc do końca nie byłem zdecydowany, tym bardziej, iż okazało się, że Bartek nie będzie mógł ze mną pojechać.
To było też powodem, dlaczego nie dawałem informacji przed wyjazdem. Szczerze mówiąc, ostateczną decyzję o wyjeździe (podobnie było z Elefantem) podjąłem na pierwszej stacji, po 200 km. :wink:


Założyłem sobie, żeby wyjechać jak najwcześniej i cisnąć tak daleko jak się uda.

Dzień 1

5:30 start. Pogoda dopisywała, trasa przebiegała bez komplikacji, tereny znane, bo jechałem tędy na zlot węgierski. Przez wioski na pograniczu polsko-czeskim i morawskie serpentyny śmigało się świetnie. Maszyna rwała do przodu, postoje tylko na tankowanie co 200k m, więc kilometry ubywały sprawnie.
Oj, przepraszam, nie tylko na tankowanie, bo nagle postać w żółtej kamizelce macha do mnie z pobocza! Nie, to nie był motocyklista w potrzebie! Tym razem musiałem zatankować terminal płatniczy za pomocą mojej karty!
68 na 50-tce = 1000 koron czeskich, ale sympatyczna policjantka zauroczona motocyklem zrobiła promocję na 200 koron! Dalej też sprawnie, ale już spokojniej.
Niebo dosłownie się przede mną rozstępowało. Gdzieniegdzie pojawiały się chmury, ale zawsze gdzieś z boku, nie nad trasą.
Raz nawet gdzieś na Słowacji zjechałem na stację, żeby ubrać przeciwdeszczówki, bo chmura na wprost wyglądała groźnie.
Nie zdążyłem jednak zjeść kanapki i chmura się dosłownie rozmyła odsłaniając niebieskie niebo.

Przed godziną 20:00 miałem już za sobą ponad 900 km i wiedziałem, że jestem w stanie dojechać na miejsce.
Ale zaraz, przecież jest czwartek a zlot zaczyna się w piątek! Szybki przegląd mapy i internetu w poszukiwaniu innej miejscówki i jest decyzja. Jadę do Rumunii!
Jeszcze tylko telefon do pensjonatu znalezionego na Bookingu, że mogę zlądować po północy i jazda.
Wiedziałem, że od teraz większość trasy będzie po ciemku, więc wybrałem pensjonat, jak najbliżej autostrady, żeby uniknąć jazdy kątami po zmroku.
O 22:30 jestem na miejscu. Recepcjonista ratuje mi życie dwoma zimnymi browarkami! Prysznic, chińska zupka przygotowana na małym Szmelu i planowanie dnia następnego przy pifku.
Do miejsca zlotu miałem stamtąd ok. 150km więc było sporo czasu, żeby trochę pozwiedzać. Wybrałem Arad i Timisoarę.

Dzień 2.
Pobudka ok. 9:00, szybkie śniadanko, obowiązkowa kawa i spacer wokół pensjonatu, bo wieczorem kompletnie nie było widać co to za miejsce.
Okazało się, że jest to mały kurorcik turystyczny składający się z kilku podobnych pensjonatów, barów, kawiarni itp.
Wszystko położone w malowniczym zakolu rzeki Mures. Po szybkim rekonesansie pojechałem do Arad. Jest to miasto pełne zabytków i ciekawych miejsc, więc w wybraniu najciekawszych i nadających się do zwiedzania praktycznie z motocykla, pomógł mi Tripadvisor.
Żeby nie tracić czasu na błądzenie, wyznaczyłem sobie trasę przez kilka ciekawych miejsc i jazda.
Arad to miasto faktycznie naszpikowane zabytkami i ciekawą architekturą lecz największe wrażenie zrobiła na mnie Katedra Świętej Trójcy, której wnętrze zapiera dech.
Następnie kieruję się na Timisoarę. Tam zatrzymuję się w centrum, zwiedzam starówkę i okoliczne malownicze uliczki, małe co nieco w kawiarence i ruszam dalej w kierunku granicy z Serbią.
Trasa prowadzi przez urocze, klimatyczne wioski, w których spotkać można kompletnie zdewastowane, ciągle zamieszkane rudery, oraz piękne nowoczesne wille. Jednak większość to bardzo stare budynki.
Teren jest płaski i równy jak stół więc trasa to: wioska, 10/15km prostej, wioska 10/15km prostej itd...
Ok. 15:30 przekraczam granicę i wjeżdżam do Serbii.
Tutaj krajobraz się nie zmienia. Cały czas płasko i monotonnie, więc bez zwłoki cisnę na miejsce zlotu. Jeszcze tylko asekuracyjnie dopakowuję kilka zimnych piwek w ostatnim sklepie i ok. 16:30 jestem na miejscu.
Bardzo ciepłe przywitanie, poczęstunek czym chata bogata i rozmowy o wszystkim, tak jak to zwykle na zlotach bywa. Miejsce zlotu to prywatna posesja nad rzeką w stylu ogródków działkowych z małym domkiem, altaną, miejscem na grila itp.
Brak prądu i wody , poza tą przywiezioną w baniakach, więc zapowiada się klimatycznie.
Na miejscu są emzeciarze z Serbii i trzech z Rumunii. Czekamy jeszcze na Chorwatów. Większość dość dobrze mówi po angielsku, więc z komunikacją nie ma problemów.
Po jakimś czasie rozbijam namiot, bo gościnność miejscowych może mi to skutecznie uniemożliwić, jeśli będę z tym zbyt długo zwlekał. Rakija o jabłkowym posmaku robi robotę! :piwo:

Dzień 3
O dziwo, wstaję zdrowiutki przed 10:00. Kolejny zlotowy dzionek. Wszyscy w dobrych nastrojach. Ze strony miejscowych pada propozycja wyjazdu na wycieczkę do pobliskiego zamku.
Wyjeżdżamy przed 14:00 i po ok. 30km jesteśmy na miejscu. Okazuje się, że jest to posiadłość z przełomu XIX i XX wieku, która była własnością najbogatszej rodziny w Wojwodinie (północny region Serbii) specjalizującej się w hodowli koni.
W czasach świetności tamtejsze stajnie mieściły ponad 1400 koni! Najbardziej utytułowanym był Fantast, którego imieniem została nazwana ta posiadłość. Dvorac Fantast.
Po ok. 2 godzinach zwiedzania, wracamy na zlot, gdzie już na nas czeka wyżerka w postaci całego dobrodziejstwa jakie przywieźli miejscowi. Różnego rodzaju suszone mięsa, boczki, salami, prażona słonina w panierce,
cebula krojona w ćwiartki, którą je się jak jabłko itp. - to jako przekąski, a na ciepło, świeżo smażona rybka oraz wielki kocioł zupy fasolowej. Wszystko smakuje rewelacyjnie!
Impreza się rozkręca, bo wszyscy coraz lepiej się znają i ogólnie jest bardzo wesoło. Co jakiś czas odwiedzają nas motocykliści z miejscowego MC, do którego należy organizator zlotu. Mając na uwadze jutrzejszą trasę powrotną, kładę się spać w miarę rozsądnie ok. 1:00.

Dzień 4

Pobudka 4:30. Kilku kolegów obiecało, że wstaną rano się pożegnać i faktycznie wstali! Pomogli mi zwinąć namiot i zapakować wszystko na motocykl. Jeszcze krótkie, pożegnalne pogaduchy, zaproszenia płynące z wszystkich stron i o 5:30 wyjeżdżam. Zerkam na licznik kilometrów i decyduję poszukać najbliższej stacji, żeby napełnić zbiornik i ze spokojem ruszyć w trasę powrotną. Stację trafiam po ok. 15min. jazdy, lecz jest jeszcze zamknięta. Otwierają o 6:00, sprawdzam jeszcze raz dokładnie ile mi zostało paliwa i decyduję, że poczekam te 15min. W międzyczasie ustawiam nawigację na Osiek, miasto w Chorwacji, które chciałbym jeszcze odwiedzić. Zatankowany ruszam w stronę granicy. Krajobrazowo nic się nie zmienia, czyli płasko i monotonnie. Po niecałej godzinie jestem na granicy z Chorwacją. Niestety tutaj nie poszło tak sprawnie jak dotychczas. "Proszę zjechać na bok, kontrola". I zaczęło się trzepanie wszystkiego!
Serbski policjant celny sukcesywnie prosi mnie o otwieranie kolejnych pakunków. Początkowo miałem nadzieję, że wystarczy mu pobieżne sprawdzenie bagażu, ale się myliłem. Był to bardzo skrupulatny funkcjonariusz, który zaglądał coraz głębiej i głębiej. Niestety musiałem porozpinać cały majdan, rozpakować drybaga, namiot i opróżnić cały tylny kufer. Najbardziej uciążliwa była jednak rewizja tankbaga, gdyż tam mam wszystkie narzędzia itp. Bardzo go to zaciekawiło i chciał zobaczyć dosłownie wszystko! Zaglądał nawet do pudełeczka na łatki i do opakowania z żarówkami. Przez chyba trzy minuty oglądał ściągacz sprzęgła jak by to był element jakiejś broni. Po kontroli motocykla, poprosił mnie o przejście do osobnego pomieszczenia. Tam musiałem wyjąć wszystko z kieszeni i odpowiedzieć na pytania: Czy to wszystko co mam przy sobie? Czy mam jakąś broń? Czy mam jakieś narkotyki?
Kiedy odpowiedziałem, że nie, pozwolił mi się spakować i oddał paszport, zostawiając w nim pamiątkową pieczątkę.
I weź to teraz ponownie wszystko spakuj!
Wszystkie te ceregiele zabrały mi ponad godzinę!
Po przekroczeniu granicy zatrzymałem się jeszcze na parkingu, żeby zmienić sieć i w końcu mieć internet, bo w Serbii nie obowiązują unijne stawki, tylko kasują tak jak kiedyś za granicą. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów wjeżdżam do małego miasteczka i.... kolejna kontrola! Tym razem akcja trzeźwość. Zablokowane oba pasy ruchu, trzy radiowozy, sześciu policjantów i sprawdzanie trzeźwości wszystkich uczestników ruchu, łącznie z rowerzystami! Zrobił się mały zator, ale posuwało się wszystko dość sprawnie. Co ciekawe, alkomat mieli dokładnie taki sam jak nasz klubowy.
Przed 8:00 jestem na rogatkach Osieku, ale niestety rezygnuję z odwiedzenia tego miasta, gdyż trafiłem na poranny szczyt i wszystkie zjazdy z obwodnicy są zakorkowane. Mając na uwadze stracony czas na przejściu, odpuszczam i jadę dalej. Zamiast tego decyduję się na przejazd przez Węgry lokalnymi drogami, omijając Budapeszt, który w czwartek był zakorkowany.
Droga węgierskimi landówkami mija sprawnie, jedzie się dobrze, a po drodze mijam całe tłumy motocyklistów różnej maści i cała masa skuterowców na klasycznych Vespach. Chyba gdzieś w okolicy był ich zlot, bo sporo skuterów wieźli też na przyczepach. Piękna, słoneczna pogoda i dobre warunki na drodze sprawiły, że nawet się nie spostrzegłem i już byłem na granicy ze Słowacją. Teraz już dobrze znana droga na Brno, malownicze czeskie zakątki oraz serpentyny na Dolnych Morawach i ok.19:30 przekraczam granicę z Polską. Dojeżdżam do autostrady A4, którą jadę do Legnicy, tam ostatnie tankowanie i ostatnie 219km do domu. Ten odcinek pokonuję w nieco ponad dwie godziny, jadąc praktycznie cały czas trasą S3. O 23:20 jestem w domu, pokonując w sumie tego dnia 1244km w 18h.

Podsumowując, wyjazd mimo, że trochę na wariata, zaliczam do udanych. Poznałem nowych emzeciarzy, nawiązałem nowe kontakty i liczę na to, że na tym nasza znajomość się nie skończy. Zaprosiłem wszystkich na nasze zloty, a sygnały, które otrzymuję w korespondencji dają nadzieję, że jest szansa na ich rewizytę u nas.
Z jednej strony czuję niedosyt, że mało zwiedziłem ale z drugiej strony cieszę się, że mam jeszcze po co tam wracać. Najciekawsze, górzyste zakątki Serbii zostały jeszcze do odkrycia.


Link do fotek: https://photos.app.goo.gl/YpkRy9D6aHM1AY1g7

GRU ETZ 125 - 2019-06-15, 23:54

Super wyprawa.

Podziwiam wytrwałość w czwartym dniu. 1200 km w jeden dzień to nie lada wyzwaanie.
Ostatnio zrobiłem niecałe 400 i czułem skutki tej wyprawy.

Pozdrawiam.

ETZ_PRORIDER - 2019-06-16, 09:42

Wczoraj całość przeczytałem i faktycznie trzeba mieć tyłek z tytanu nie ma co. Widać, że to fani modzenia przy moto :D
EndriuBis - 2019-06-16, 15:16
Temat postu: Re: Międzynarodowy zlot MZ w Serbii na ETZ
Piękny wypad, tym większy szacunek że samotny.

I jak tam po przejechaniu w jeden dzień 1200 km ?
2 lata temu przejechałem dwa razy 980 km na jeden strzał. W czwartek Rzeszów - Świnoujście, a w poniedziałek z powrotem. Co ciekawe - skuterem :mrgreen:

Przejechałem mogę się w towarzystwie pochwalić, ale od tamtego czasu unikam takich tras. :wink:

Adax napisał/a:
....i cała masa skuterowców na klasycznych Vespach. Chyba gdzieś w okolicy był ich zlot, bo sporo skuterów wieźli też na przyczepach......

.... 23:20 jestem w domu, pokonując w sumie tego dnia 1244km w 18h.....


Zlot Vespy był w ten weekend w Zakopanym.

EDIT: pomyliłem dwa skutery :sciana: w Zakopanym spotykali się miłośnicy Lambretty :mrgreen: Zlot Vespy był w Austrii w Kaprun.

romanETZ - 2019-06-16, 17:43

Dzięki za relację :piwo: . Wyprawa godna podziwu :grin: . Nic nie pisałeś o kondycji ETZety - rozumiem że narzędzia nie przydały się ? Myślę że któreś ze zdjęć zobaczymy w kalendarzu :shock: . Gratulacje - do takiej jazdy twardą d... trzeba mieć.
Rafal1480 - 2019-06-16, 18:41

Ekstra, ty to jesteś gość Adax :piwo:
lipton - 2019-06-16, 18:46

Adax podziwiam Cię. :piwo:
Ppeterek - 2019-06-16, 19:02

Szacun Adax :piwo:
slawek76 - 2019-06-16, 20:10

No nieżle :shock:

Normalnie czapki z głów. :piwo:

I o dziwo na wszystko znalazłeś czas:
- na zwiedzanie
- na kawę
- na spanie
- nawet na fotkę Jaskółki

P.S. Podejrzewam, że jesteś cyborgiem. :mrgreen: :>

Adax - 2019-06-16, 22:39

Cytat:
I o dziwo na wszystko znalazłeś czas


To zasługa niezawodnego sprzętu! Wyjechałem w czwartek i brałem pod uwagę powrót w poniedziałek, żeby mieć po dniu rezerwy na przejazdy w razie czego. Nie były potrzebne. Odpowiadając jednocześnie Romanowi, muszę powiedzieć, że steryd sprawdził się idealnie. Test długodystansowy zdał celująco a w konfiguracji jednoosobowej i bez bocznych kufrów był nie do opanowania i żałowałem, że nie założyłem zębatki 21z. Prędkość autostradowa jaką trzymałem to GPSowe 115/120, spalanie 5,5/6l. Jeśli chodzi o ból doopy, to nie było żadnych problemów gdyż jazda solo daje możliwość zmian pozycji, kładąc nogi na podnóżki pasażera. Przy takim dystansie ważniejsze jest zadbać o porządne wyspanie, bo monotonna jazda po autostradach może nieźle zmulić.

kosior30 - 2019-06-17, 17:06

Adax napisał/a:
Przy takim dystansie ważniejsze jest zadbać o porządne wyspanie, bo monotonna jazda po autostradach może nieźle zmulić.


I dobra muza na uszy :cool3:

Znajdę chwilę, to przeczytam relację, ale już widzę, że cienko nie było :twisted:

Wolf - 2019-06-18, 09:10

Slayer w kasku zwiększa dynamikę jazdy, potwierdzone.

Zacny wyjazd :piwo:

mzgustav - 2019-06-18, 11:15

Nice trip, powerful and reliable bike. And a determined driver.
:piwo:

kosior30 - 2019-06-18, 14:44

Co tu pisać - masz jaja i tyle :) :piwo:

Pytanie - Tiger znów ma MZtę i wozi na niej jakiegoś lachona? :mrgreen:




Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group